Badania nad drobnoustrojami zasiedlającymi nasz organizm dokonały olbrzymiego postępu w przeciągu ostatnich lat i z roku na rok przybierają na sile; zdajemy sobie sprawę, z tego, że społeczności bakteryjne, najliczniej występujące w jelitach, mają wpływ na nasze zdrowie, począwszy od podatności na choroby alergiczne, infekcje czy przybieranie na wadze, aż po nastrój. Pojawia się pytanie czy bakterie mogą być „zamieszane” również w to, że postrzegamy kogoś jako bardziej atrakcyjnego? Czy kiedy mówimy „masz w sobie to coś”, tak naprawdę chcemy powiedzieć, że „podoba” nam się ten konkretny mikrobiom, który przyciąga nas swoim unikalnym składem i różnorodnością?
Susan Erdman, mikrobiolog z M.I.T. nazywa to zjawisko „poświatą zdrowia” – gładka skóra, lśniące włosy i sprężysty chód – pytanie, czy za takim efektem mogą stać nasze mikroby? Kilka lat temu, prowadząc badania na zwierzętach, Susan zauważyła, że futerko myszy, którym podawano probiotyki ze szczepem bakterii naturalnie występującym w mleku matki, było niezwykle lśniące. W dalszych doświadczeniach odnotowano, że męskie osobniki miały skórę najeżoną aktywnymi mieszkami włosowymi, podwyższony poziom testosteronu i większe jądra, które zwierzęta lubiły eksponować.
Bakterie uczyniły z laboratoryjnych myszy „obiekty westchnień” dla innych osobników.
Suplementowanie samic probiotykami zainicjowało u nich jeszcze większe zmiany – zarówno poziom interleukiny 10 (czynnika hamującego reakcję zapalną, pomaga utrzymać ciążę) jak i oksytocyny, były podwyższone.
Oksytocyna, zwana również hormonem miłości, u ssaków odpowiada za utrzymanie więzi między osobnikami; wydziela się podczas całowania (oraz myślenia o tym), karmienia piersią lub gdy spędzamy miło czas z bliskimi przyjaciółmi. Podwyższone stężenie oksytocyny, które zaobserwowała Erdman odgrywało istotną rolę w okresie macierzyństwa. W trakcie eksperymentu, niektóre myszy spożywały pokarm o wysokiej zawartości tłuszczu i cukru, czyli były na diecie, która może zaburzać kompozycje flory jelitowej. Zaobserwowano, że mysie matki nie spożywające probiotyków były mniej opiekuńcze i wykazywały tendencję do zaniedbywania swoich młodych; z kolei samice z wysokim poziomem oksytocyny dzięki podaży probiotyków, bardziej angażowały się w wychowanie i pielęgnowanie potomstwa.
Wyniki uzyskane przez Erdman sugerują, że bakterie, które zasiedlają nasze ciało, jednocześnie czynią nas atrakcyjnymi dla potencjalnych partnerów i bezpośrednio wpływają na nasz sukces reprodukcyjny. Kiedy ssaki dobierają się w pary na podstawie „poświaty zdrowia” danego osobnika, nie wybierają jedynie atrakcyjnego zestawu genów ale być może również społeczność bakteryjną, ułatwiającą reprodukcję.
Spójrzmy na to z innej strony: sprawiając, że organizm gospodarza jest bardziej atrakcyjny seksualnie, oraz zwiększając stężenie hormonów zacieśniających więzi u ssaków, bakterie zapewniają sobie w ten sposób dalsze przetrwanie – narodziny nowego gospodarza. “Każdy jest wygrany,” zauważa Erdman.

Kiss – O – Meter znajdujący się w muzeum mikrobów w Amsterdamie (Micropia), pokazuje jak wiele bakterii oraz jakie gatunki ulegają wymianie między osobami, w czasie pocałunku.
Źródło: www.micropia.nl
Biologia ewolucyjna już dawno włączyła drobnoustroje i pasożyty w swoją koncepcję na temat rozmnażania płciowego. Jednym z powodów dla którego u ludzi występują dwie płcie, a nie tylko jedna, jest korzyść wynikająca z ustawicznego mieszania się genomów – to pozwala nam wyprzedzić wiele patogenów. Płeć gwarantuje różnorodność genetyczną niezbędną do przetrwania nigdy nie kończącej się wojny, co oznacza, że możemy podziękować mikrobom i pasożytom za możliwość zakochania się.
Kiedy całujesz się z drugą osobą, możesz podziękować również swoim mniej przyjaznym mikrobom. Całowanie jest powszechne w prawie wszystkich kulturach ludzkich. Okazuje się, że praktyka ta może na swój sposób pomieszać szyki czynnikom zakaźnym, ponieważ wymiana śliny wyraźnie zwiększa ryzyko zarażenia (co wydaje się niekorzystne dla człowieka) – ale może właśnie o to chodzi. Ludzie są nosicielami różnych przewlekłych infekcji wirusowych, a kontakty z niektórymi z nich w okresie ciąży mogą być niebezpieczne dla rozwijającego się dziecka. Dzięki całowaniu przyszła matka, wcześniej stykając się z potencjalnie niebezpiecznymi czynnikami zakaźnymi pochodzącymi od ojca swoich dzieci, zwiększa tym samym szansę na zdrową ciążę (zwiększając swoją odporność przed ciążą, chroni dziecko w okresie prenatalnym). Być może powinniśmy spojrzeć na pocałunki jako na pewną, dość pierwotną, formę samo-szczepienia.
Z zapachem też jest pewna tajemnica. W czasach przed stosowaniem dezodorantów, nieprzyjemna woń czyjegoś ciała niosła ze sobą ważne informacje. I nadal to robi. W jednym ze szwajcarskich badań, kobiety zostały poproszone o wybór bardziej pociągającego zapachu koszulek noszonych uprzednio przez mężczyzn. Uczestniczki badania wybierały zazwyczaj mężczyzn, których geny układu odpornościowego najbardziej różniły się od ich własnych, i z którymi mogłyby mieć najsilniejsze potomstwo. Ich nosy, nieświadomie, kierowały je ku najlepszej genetycznej opcji.
W tym tkwi cała tajemnica – ludzki pot tak naprawdę nie ma zapachu, jego woń jest efektem rozwijających się w nim bakterii. Pachy można by porównać do naczynia fermentacyjnego emitującego „lotne związki organiczne”. W rzeczywistości kobiety nie czuły bezpośrednio zapachu mężczyzn, lecz raczej aromat ich zestawu mikrobów. Na razie możemy się domyślać, czy na podstawie zapachu „decydujemy się” na konkretny zestaw genów czy drobnoustrojów, czy może jednego i drugiego.
A co z bardziej braterskim uczuciem, potrzebą bycia blisko z innymi osobnikami tego samego gatunku? I w tym przypadku możemy spróbować wyjaśnić uczestnictwo bakterii. Zwierzęta, które gromadzą się w grupach, takie jak my, naturalnie dzielą się pasożytami i zakażają się nawzajem. Ale mogą też rozprzestrzeniać prozdrowotne mikroby – być może wymienianie się probiotycznymi szczepami bakterii i zachowania socjalne u zwierząt (jak towarzyskość) mają ze sobą więcej wspólnego. Pewne salamandry budują swoje siedliska w grupach, dzieląc ze sobą drobnoustroje – dzięki temu ich jaja mają zapewnioną ochronę przed chorobotwórczymi grzybami. Z kolei trzmiele w niektórych koloniach, wymieniając się symbiotycznymi mikroorganizmami, mają mniejszą szansę na zakażenie pasożytami.
“Ludzie postrzegają sieci społeczne jako drogę rozprzestrzeniania się chorób np. grypy, tymczasem korzystne mikroorganizmy mogą przenosić się tymi samymi drogami”, mówi Elizabeth Archie, biolog z Notre Dame. Koncepcja ta nie ma jeszcze mocnego ugruntowania w dowodach, jednak wiemy już, że mikrobiomy ludzi żyjących wspólnie upodobniają się do siebie; z kolei matki przekazują korzystne bakterie swojemu potomstwu – bakterie z kanału rodnego przenoszą się na dziecko w czasie porodu i kolonizują jego błony śluzowe i przewód pokarmowy, a zawarte w mleku oligosacharydy odżywiają tworzący się mikrobiom dziecka (w świecie zwierząt, przykładowo, małe słoniątka zjadają odchody swoich matek i w ten sposób zyskują bakterie niezbędne do prawidłowego trawienia pokarmu, z kolei młode golce piaskowe pokrywane są przez swoich rodziców wydzieliną z odbytu).
Według Erdman nic z tego nie jest przypadkowe; badaczka podejrzewa, że ssacze innowacje związane z narodzinami i karmieniem (np. to, że gruczoły mlekowe powstały na drodze ewolucyjnego przekształcenia gruczołów potowych) pomogły uzyskać większą kontrolę nad mikrobami, które przekazujemy z pokolenia na pokolenie, z korzyścią dla nas. A ponieważ oksytocyna, tak unikalna dla ssaków, leży u podłoża wielu z naszych zachowań, a na jej poziom w organizmie może wpływać flora bakteryjna, wg Erdman to “mikroby zaprojektowały gromadę ssaków“.
Być może miłość, pożądanie, komedie romantyczne, wolne ballady, sonety Szekspira – bardziej niż nam się wydaje, zależą od bogatego ekosystemu mikrobów wewnątrz nas.
Moises Velasquez-Manoff, Microbes, a Love Story. The New York Times | Febuary 10, 2017